Mamy tylko kilka godzin, by zebrać 1500 zł zaliczki dla Bolusia, który pracował z dziećmi. Pomóż go ratować!
Szanowni Państwo,
Od kilku dni intensywnie szukałem Bolka. To konik polski, który jeszcze niedawno woził dzieci na swoim grzbiecie, sprawiając, że wracały do zdrowia. Był koniem terapeutą, któremu ludzie wyznaczyli zadanie pomagania. Pracował w ośrodku, często ciągiem wiele godzin, bo byli klienci. A jak jest klient i pieniądze, to wiadomo – koń musi iść do roboty. I nieważne czy to 3, czy 5 jazda pod rząd, ważne, żeby było zapłacone.
Ale nadszedł dzień, gdy Bolek zakulał. Zrobił to, co żaden pracujący na ludzi koń, nie powinien robić. Rankiem, gdy mieli zabrać go do pracy, okazało się, że Boluś nie jest w stanie zarabiać na swojego pana. Wezwano lekarza, ale gdy ten stwierdził, że jest uraz kości kopytowej i nie wiadomo, ile potrwa leczenie, a w zasadzie nie wiadomo nawet czy Boluś kiedykolwiek będzie mógł pracować, jego los został przesądzony. Wieczorem, gdy już ostatni klienci opuścili ośrodek, właściciel załadował Bolusia i odwiózł do handlarza. Na drugi dzień zatrudniona w ośrodku instruktorka – Ania, która kochała szarego konika, zaczęła dopytywać – gdzie zniknął. Właściciel stajni opowiadał, że pojechał na łąki, ale na prośby o adres, bądź zdjęcia, milkł.
Ania zadzwoniła do nas z prośbą o pomoc. O znalezienie Bolusia. Płacząc, opowiadała jak wielkie serce miał Boluś do dzieci, jak bardzo się starał, choć nie raz było mu ciężko. Opowiadała jak o niego dbała, robiła dodatkowe jedzenie, przywoziła jabłka, które uwielbiał. Prosiła, by go poszukać, uratować, dać dom. Łkając cichutko, mówiła, że nie jest w stanie go kupić, bo zarabia grosze i nie stać jej, ani by pomóc swojemu ukochanemu przyjacielowi, ani go leczyć czy utrzymywać.
Zadzwoniłem do znanych mi handlarzy, do skupów, które znam. Na początku nikt nie chciał nic powiedzieć, dopiero trzeciego dnia dowiedziałem się, że Boluś przeszedł przez kilkoro rąk i finalnie trafił do bazy przeładunkowej, z której konie wyjeżdżają już tylko do ubojni. Nie znałem właściciela tego potwornego miejsca, wiedziałem jednak, że jeśli zadzwonię, nie zdziałam nic. Handlarze często na hasło fundacja, rozłączają się i blokują numer. Pojechałem tam.
Na miejscu miło nie było, właściciel chciał mnie wyrzucić z podwórka. Długo trwało nim udało mi się go przekonać, by pokazał Bolusia. By zgodził się go sprzedać za 4600 zł. Nie była to miła rozmowa, ale one nigdy takie nie są. Obdzwaniał innych handlarzy, wypytywał, czy nie narobię mu kłopotów. W końcu do lasku za zabudowaniami zaprowadził niedużego szarego konika i powiedział, że nie ma mowy o żadnych zdjęciach u niego na terenie. Że będzie obserwował stronę i jak zobaczy, choć kawałek swojego budynku czy samochodu, Boluś zniknie. Powiedział też, że mam jeden dzień na dowiezienie 1500 zł zaliczki. Jeśli ją dostarczę pomyśli, ile dać czasu na spłatę.
Szanowni Państwo,
bardzo proszę o pomoc. O ratunek dla Bolusia konia, który pomagał dzieciom, a w zamian nie zasłużył na żadną wdzięczność u człowieka, dla którego zarabiał pieniądze. Nie wiem, jaki jest stan zdrowia Bolusia, czy kiedykolwiek przestanie kuleć, ale jeśli będziemy pomagali tylko tym, które mogą pracować, nie będziemy się różnili od ludzi, którzy wysyłają chore konie do ubojni.
Mamy czas tylko do wieczora na zebranie 1500 zł, potem będzie za późno na jakąkolwiek pomoc, bo Boluś pojedzie na rzeź.
Dziękuję, za każdą pomoc.
Michał Bednarek
tel 506 349 596
Jeśli chcesz i możesz pomóc, prosimy o wpłaty
z tytułem „Ratuję Bolusia”
numer konta:
23102040270000110216926564
Fundacja BENEK, ul. Orzechowa 15, 63-004 Szewce
Jeśli mieszkasz poza granicami Polski i chcesz wpłacić darowiznę
na nasze konto: BPKOPLPWPL23102040270000110216926564
Ratuję Bolusia
- NA NUMER 7470 KOSZT 4,92 ZŁ
- NA NUMER 7977 KOSZT 11,07 ZŁ
- NA NUMER 91920 KOSZT 23,37 ZŁ