Handlarz wiąże konie sznurem, ale niepotrzebnie – Kropek i tak tuli się do mamy jak przyklejony. Siłą wyciąga konie na zewnątrz, w zacinający z szarego nieba zimny jesienny deszcz. Myszka próbuje osłonić synka. Przed deszczem? Przed nami? Czy przed nieuchronnym losem, jaki został im przeznaczony? Kropek z całych sił wtula się w mamę, stara się nie patrzeć na mnie ani na handlarza. Słodki mały Kropek, ufa że mama ochroni go przed złem tego świata. Nie wie, że jest takie zło, przed którym żadna końska mama nie jest w stanie ochronić ani siebie, ani swojego ukochanego dziecka.
Myszka i Kropek zostały przeznaczone na ubój. Po kilku dniach spędzonych tutaj zostaną odwiezione do rzeźni, gdzie już z daleka przywita je odór śmierci i przeraźliwe rżenie zabijanych koni. Kropek znowu z całej siły wtuli się w mamę, ale to nic nie pomoże. Nie tym razem. Stąd nie ma ucieczki.
Czy jesteśmy w stanie odmienić nieuchronny los? Czy jesteśmy w stanie kolejny raz sprawić, aby dla kogoś wydarzył się cud? Rozum podpowiada, że nie. Nie mamy pieniędzy. Ledwo wiążemy koniec z końcem. I przecież nie uratujemy wszystkich koni na świecie. Ale serce mówi co innego. Serce nie potrafi zapomnieć małego Kropka tulącego się do mamy. Nie potrafi zapomnieć Myszki, próbującej osłonić synka przed deszczem i przed światem. Serce każe działać, za wszelką cenę. Ocalić życie. Kolejny raz.
Łzy same cisną mi się do oczu, ale przełykam je. Nie chcę, żeby handlarz widział jak bardzo mi zależy, bo podwyższy cenę. I tak nie wiem, czy damy radę. Czasu jest mało, bardzo mało. Ale musimy spróbować. I błagam Was o pomoc. Błagam. Bez Was nic nie zdziałamy.
Handlarz chciwym gestem chowa do kieszeni te parę groszy, które miałam przy sobie i dałam jako zadatek. Mówi, że czas mamy do piątku. Jeśli zbierzemy pieniądze, konie są nasze. Jeśli nie – jadą najbliższym transportem do rzeźni.
Cena za oba kucyki razem z transportem do naszego ośrodka to 7500 złotych. Do tego dochodzą koszty niezbędnych badań weterynaryjnych, kowala i pasz, witamin i być może leków.