Uratowany 06.12.2021
Kiedy, schylając się, przechodzę przez niskie drzwi betonowej szopy, wita mnie zapach stęchlizny, ciemność i dziwny, głośny, charczący dźwięk. W pierwszej chwili tylko on mi towarzyszy. A kiedy po kilku chwilach mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności, widzę jego – delikatnego, smukłego kucyka, stojącego bez ruchu z głową opartą o ścianę. Kubuś. Teraz widzę, że to on wydaje ten dźwięk. To jego oddech, z trudem przeciskający się przez gardło. Widać, że w nabranie powietrza wkłada cały swój wysiłek. Dlatego stoi bez ruchu, dlatego nie ma nawet siły utrzymać własnej głowy i musi ją opierać o murek.
Handlarz mówi, że taki już przyjechał. Że ledwo zszedł z samochodu. I że to jakaś narośl w krtani, która dokucza mu od jakiegoś czasu, a teraz rozrosła się tak, że niemal uniemożliwia oddychanie. Dlatego tu jest. Bo leczenie jest drogie, a kuce tanie – więc rachunek jest prosty.
Kubuś się nie porusza. Kiedy podchodzę, tylko jego czy otwierają się jeszcze szerzej, a oddech staje się głośniejszy. Ledwo stoi. Z nozdrzy cieknie mu ropa. Czy to rzeczywiście narośl w gardle? Jeśli tak, to jaka? Nowotwór, wrzód? A może to końska grypa, bardzo zaraźliwa i niebezpieczna choroba? Nie sprawdzę tego. W to miejsce weterynarz nie ma prawa wstępu.
Co mogę zrobić? Wyjścia jak zawsze są dwa. Pierwsze – wyjść i spróbować zapomnieć. Zapomnieć szeroko otwarte oczy, drżące ze zmęczenia nogi i dźwięk powietrza z charkotem przeciskającego się przez gardło. Drugie – kolejny raz prosić Was o pomoc. Kolejny raz liczyć na to, że znajdą się ludzie o wielkich sercach i wrażliwych sumieniach, którzy nie potrafią i nie chcą przechodzić obojętnie koło cierpienia niewinnej istoty.
Wiem, że zbliżają się święta. Wiem, że będziecie mieli mnóstwo wydatków. Ale proszę – jeśli możecie, przeznaczcie choć najmniejszą kwotę na to, by ratować Kubusia. By zabrać go z tego miejsca i podarować mu święta z ciepłym boksem, pachnącym siankiem i z opieką weterynarza, najlepszą jaka będzie możliwa.
Handlarz nie chce czekać. Mówi, że kuc może w każdej chwili paść, a to byłaby dla niego strata. Więc do ubojni jedzie już jutro. Z wielkim trudem udaje mi się wyprosić kilka dodatkowych dni. Mamy czas do piątku. Jeśli w tym czasie zbierzemy potrzebną kwotę, możemy zabrać Kubusia. Jeśli nie – jedzie sobotnim transportem do ubojni.
Kwota potrzebna na to, aby Kubusia wykupić i przewieźć do naszego Azylu to 4300 złotych, ale w jego przypadku to dopiero początek. Będą potrzebne pieniądze na ekspresowe przygotowanie dla Kubusia izolatki, w której będzie do momentu, aż dowiemy się na co jest chory, na diagnostykę, leczenie a może nawet operację.