28.04.2022 Szanowni Państwo,
Ikar miał wypadek przy rozładunku. Handlarz mówi, że Ikar nie będzie się już nadawał do niczego. Nie chce go trzymać, ale na tę chwilę koń jest zbyt słaby, by dał radę znieść podróż. Jeśli nie nastąpi pogorszenie, z chwilą, gdy Ikar będzie miał wystarczająco dużo siły, by wejść na trap samochodu, handlarz zawiezie go do ubojni, chyba że go odkupimy. Błagamy o pomoc.
Uratowany 6.05.2022
Ikar leżał tam, na pryzmie błota i odchodów przyprószonych słomą. Leżał tam i płakał. Łzy jak grochy toczyły się po jego srebrnej sierści, zostawiając za sobą brudną smugę. Leżał tam cały napięty, drżący, z wyprostowanymi jak struna nogami, nie mógł zrobić nic. Wielki i masywny. Zbyt ciężki, by ktokolwiek z nas mógłby go podnieść. Zbyt słaby, by oderwać od ziemi choćby głowę. Jak takiego konia zawieźć do kliniki, jeśli nie ma szansy, by załadować go na samochód? Ogromna bezradność.
Zmieszany handlarz co chwila powtarzał, że leki zadziałają, ze zaraz wstanie. Na pytanie, co się stało, powiedział, że Ikar wyskoczył z samochodu przy rozładunku. Poślizgnął się na błocie, przewrócił i już nie wstał. Że nie pomógł bat, krzyki ani szarpanie liną. Nie dali rady postawić Ikara też na pasach podwieszonych do ciągnika. Jak rzadko, handlarz wezwał lekarza. Ten podał leki, powiedział, że obity, że czekać trzeba. Może wstanie a może nie.
Uśpienia u handlarza nikt nie rozważa. Koń to zwierze rzeźne, póki bije serce, to nadaje się na ubój. Póki to serce bije, da się na nim zarobić.
Głaszcząc Ikara po szyi i głowie, ocierając łzy, prosiliśmy go, by dał radę. Obiecaliśmy mu, że jeśli zechce żyć, że jeśli znajdzie w sobie siłę i wstanie, zamieszka w fundacji. Nigdy już nie będzie musiał nic robić, nikomu służyć. Byleby tylko chciał, a zrobimy wszystko, by był bezpieczny i kochany.
Odjeżdżając, byliśmy przekonani, że to już koniec. Że po raz ostatni pogłaskaliśmy go po ciepłych chrapach. Że zobaczymy się kiedyś, za Tęczowym Mostem będzie na nas czekał. Z innymi. Przywitamy się wtedy jak starzy znajomi… kiedyś…
Konie niezwykle rzadko wychodzą z takiego stanu. Rano z zaciśniętym gardłem i strachem wybraliśmy numer handlarza. Sygnał w telefonie przeciągał się w nieskończoność. Raz, dwa, trzy… odebrał. Gdy w słuchawce padło, że Ikar wstał, nie posiadaliśmy się, ze szczęścia i choć walka o Ikara trwa, jest dla niego nadzieja. Bo on zdecydował, że chce żyć. Chce tu być. Teraz musimy mu w tym pomóc.
Pojechaliśmy od razu do handlarza. Ikar stał. Obolały, z opuchniętymi i poranionymi nogami. Z przekrwionymi oczami i wylewami po zastrzykach. Z trudnością się poruszał. Taki biedny i taki brudny. Ale stał. Wtulał chrapy w nasze ręce jakby szukał schronienia. Jakby jedyną siłą sprawiającą, że był taki dzielny, była nadzieją, jaką mu daliśmy.
Potrzebujemy Was. Jak nigdy dotąd.
Ikar Was potrzebuje.
Wierzymy, że za Ikarem najgorsze, ale weterynarz nie daje gwarancji, że już będzie tylko lepiej. Tym bardziej że koń się w komórce też przewrócił, miał problem z podniesieniem, poobijał się. Handlarz mówi, że Ikar nie będzie się już nadawał do niczego. Nie chce go trzymać, ale na tę chwilę koń jest zbyt słaby, by dał radę znieść podróż. Czy to do rzeźni, czy do fundacji. Kolejne dni będą decydujące. Jeśli nie nastąpi pogorszenie, z chwilą, gdy Ikar będzie miał wystarczająco dużo siły, by wejść na trap samochodu, handlarz zawiezie go do ubojni, chyba że go odkupimy.
Ikar ma prawie 180 cm w kłębie. Jest bardzo duży i bardzo ciężki. Cena jego życia to 9500 zł. Transport 1400 zł.
Koszt diagnostyki, leczenia, rehabilitacji to kolejne duże pieniądze, których Ikar potrzebuje.
Prosimy o ratunek dla Ikara. Pomóżcie nam dotrzymać danej mu obietnicy. Liczy się każda godzina i każda złotówka. Prosimy, pomóżcie.